"Za mało pieniędzy w systemie oznacza, że ktoś przedwcześnie umrze" - mówi lekarz rezydent

REKLAMA
- Zależność pomiędzy umieralnością pacjentów, a dofinansowaniem systemu opieki zdrowotnej jest liniowa - mówi Jakub Sieczko, lekarz rezydent. - Ale tego żaden polityk głośno nie powie - dodaje.
REKLAMA

Protest lekarzy rezydentów bierze się stąd, że w polskim systemie opieki zdrowotnej brakuje, przede wszystkim, pieniędzy. Jeśli jest jeden lekarz na 40 pacjentów, to będzie miał dla nich mniej czasu, niż gdyby na tę samą liczbę pacjentów przypadało dwóch - trzech lekarzy - mówił w programie "Analizy" Jakub Sieczko, lekarz w trakcie specjalizacji, autor słynnego wpisu, w którym w 50 punktach opisuje sytuację "typowego" młodego lekarza w Polsce, w tym także ciągłe problemy z regularnie psującym się sprzętem.

REKLAMA

Lekarz mówił, że jest przekonany, iż gdyby było więcej pieniędzy, pacjenci odczuliby znaczną poprawę jakości opieki.

Powtórzę słowa prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Konstantego Radziwiłła, byłego prezesa, że bez zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia nie ma szans na poprawę jakości opieki. On to powtarzał przez wiele lat i ja się ze słowami ówczesnego prezesa bardzo zgadzam

- mówił Sieczko.

- Bardzo ucieszyłem się, gdy Konstanty Radziwiłł został ministrem zdrowia, bo pomyślałem sobie, że to świetna kandydatura - mówił młody lekarz. - Był twarzą polskich lekarzy przez wiele lat, pomyślałem: super. Bo był też człowiekiem, o którym w relacjach "międzylekarskich" po prostu dobrze się mówiło.

"Głównym marzeniem rezydentów nie jest zakup Lamborghini przed 30stką"

REKLAMA

Sieczko - podobnie jak wielu innych lekarzy rezydentów - opisywał wielogodzinne dyżury, na które on i jego koledzy decydują się by móc utrzymać rodzinę: mieć w co ubrać dziecko, zapłacić za przedszkole. Przyznawał, że oczywiście na co dzień mają, co jeść, ale chcieliby żyć na jakimś poziomie.

- Nie wykluczam, że są w naszym zawodzie pazerni lekarze, których głównym celem życiowym jest się "nachapać" - mówił Sieczko - Jednak większość moich kolegów i koleżanek myśli raczej o wakacjach nad polskim morzem a nie żeby kupić sobie Lamborghini przed 30stką - dodawał.

Lekarz rezydent opisywał, że on i jego koledzy - jako przedstawiciele młodszego pokolenia mieli okazję wyjeżdżać na Zachód, na przykład na praktyki studenckie, i widzieć, w jakich warunkach pracują tamtejsi lekarze, że w przychodni czy szpitalu nie musi być takiego "dziadostwa" jak u nas.

Tak działa Polska. Trzeba użyć ostatecznych form, by ktoś usłyszał

REKLAMA

Sieczko podkreślał także, że popiera formę protestu. Choć przypominał, że protest rezydentów narastał, i głodówka jest etapem, do którego zabrnął po pewnym czasie. Przypominał opowieści "pani doktor", która uczy go teraz zawodu, o głodówce anestezjologów z 1997 roku. Wyraził przekonanie, że dopiero ta głodówka przyniosła wymierny efekt: między innymi standardy opieki w anestezjologii i intensywnej terapii, mówiące np. jaki sprzęt jest konieczny by wykonać znieczulenie u pacjenta, czyli bez jakiego sprzętu "podchodzić" do znieczulenia nie wolno.

- A jak pan myśli - pytała prowadząca rozmowę Agata Kowalska - dlaczego w służbie zdrowia trzeba używać aż takich metod protestu? Górnicy palą opony a lekarze głodują: dlaczego?

- Mnie się wydaje, że tak działa Polska w ogóle. Że trzeba krzyknąć i użyć jakichś ostatecznych form, by ktoś nas usłyszał - mówił Sieczko

Przypominał, że całkiem niedawno był protest ratowników medycznych, wcześniej protestowały pielęgniarki - teraz nadszedł czas na lekarzy. "Wszyscy jedziemy na tym samym wózku" - podsumowywał.

REKLAMA

Zależność między umieralnością, a ilością pieniędzy w systemie jest liniowa

Jakub Sieczko przyznawał, że liczyć trzeba się także z możliwością, że rządzący nie przeznaczą znacząco większej ilości pieniędzy na opiekę zdrowotną:

- Jeśli ktoś miałby odwagę to powiedzieć, niech powie to głośno - mówił Sieczko - ale doda też drugą część tego zdania, czyli co z tego wynika. Ponieważ istnieje liniowa zależność pomiędzy nakładami na ochronę zdrowia a zwiększeniem umieralności ludzi w danym kraju. Przetłumaczę i powiem wprost to, co minister czy polityk partii rządzącej informując o nie zwiększaniu nakładów na opiekę zdrowotną powinien dodać, choć nie doda bo jest politykiem: niestety, w efekcie ktoś z państwa będzie musiał umrzeć w sytuacji, w której jedna czy druga choroba albo stan wcale nie musiałyby się tak skończyć - puentował Jakub Sieczko.

Całej audycji posłuchasz tutaj:

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory