"Wizyta Kate i Williama to Brexit podany w złoconej pigułce - miły dla oczu, ale gorzki dla ust"

Co Wielka Brytania chce zyskać na wizycie książęcej pary w Polsce? Jakie błędy popełnili jej organizatorzy? Czy możemy liczyć na niespodzianki? Na te pytania odpowiedział nam dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji.

Jaki właściwie jest cel wizyty pary książęcej w Polsce? Czy ma ona wymiar polityczny?

W dyplomacji wizyta to tylko czubek góry lodowej. To, co ważne jest ukryte i niewidoczne. Na wizytę tę nie możemy patrzeć przez pryzmat kreacji, choćby były najpiękniejsze. Każda wizyta następcy tronu ma wymiar polityczny. Oficjalnie celem tej jest ocieplenie wizerunku Zjednoczonego Królestwa w trakcie Brexitu. Strona brytyjska tego nie ukrywa.

Można powiedzieć, że książę William i księżna Kate budują do Polski nie most a tunel… To Brexit podany w złoconej pigułce - miły dla oczu, ale gorzki dla ust.

Jestem sceptyczny wobec tej wizyty, wolę wizyty składane od serca. A ta jest realizowana na życzenie strony brytyjskiej. Można kolokwialnie powiedzieć, że para książęca "wprosiła się" do Polski.

Jak to "wprosiła się"? Czy to nie polskie MSZ zaprosiło Kate i Williama?

Formalnie zaproszenie musiało wystosować polskie MSZ, ale uczyniło to zapewne na prośbę brytyjskiego Foreign Office. Szkoda, że nadal nie wiemy, kto zaprosił parę książęcą do Polski i kto ponosi koszt wizyty. A tak na marginesie, ciekawe, ile kosztowało dostosowanie Belwederu do potrzeb gości.

Czytając uważnie komunikat Kancelarii Prezydenta z marca, warto zwrócić uwagę na zdanie, że "para prezydencka z radością przyjęła wiadomość o woli złożenia wizyty w Polsce przez księcia i księżną Cambridge". Słowo "wola" jest tu kluczowe. Oznacza to, że propozycja wyszła od Brytyjczyków.

Ta wizyta stanowi element szerszej akcji ocieplania wizerunku Zjednoczonego Królestwa w czasie Brexitu. To taka soft diplomacy. Jest to typowa metoda działania dyplomacji brytyjskiej. Podróże członków rodziny królewskiej są po prostu narzędziem, którym posługuje się brytyjska służba zagraniczna. Co więcej członkowie rodziny królewskiej nie mogą uchylić się od takich powinności.

Dlaczego na miejsce tej promocji wybrano Polskę?

Uważnie śledząc poczynania Brytyjczyków w Warszawie, łatwo dostrzec, iż traktują oni Polskę jako najsłabsze ogniwo Unii Europejskiej. Brytyjczycy chcą możliwie szybko zawrzeć jak najwięcej porozumień bilateralnych z Polską, co może utrudniać trwające już w Brukseli negocjacje. Mamy już takie sygnały. Londyńskie kręgi finansowe intensywnie badają środowisko polskich bankowców. Duże pieniądze lubią ciszę.

Niedawno gościliśmy w Warszawie Donalda Trumpa. Czy to może mieć wpływ na klimat wizyty pary książęcej?

Przyjazd pary książęcej do Warszawy w kilka dni po starannie wyreżyserowanej wizycie Trumpa może być nieco niekomfortowy. Pamiętajmy, że przyjeżdżają oni z kraju, w którym zebrano 1,8 mln podpisów obywateli protestujących przeciwko planowanej przez rząd wizycie państwowej Trumpa. Theresa May musiała ugiąć się pod presją społeczeństwa. W mowie tronowej królowej Elżbiety nie było już miejsca dla Trumpa. Jak widać pojęcie społeczeństwo obywatelskie na Wyspach Brytyjskich to nie pusty frazes. Wszystko to tworzy klimat wizyty.

Każdorazowo członkowie rodziny królewskiej przed podróżą są dokładnie poinformowani o sytuacji wewnętrznej w kraju, do którego się udają, znają też niezależne oceny tego, co w Polsce się dzieje. Urzędnicy Foreign Office przygotowują księcia merytorycznie do podróży. Książę otrzymuje szczegółowe wskazówki, a nawet gotowe wzory odpowiedzi na drażliwe politycznie pytania. Rozmowa z urzędującym prezydentem to rodzaj ćwiczenia w niezadawaniu kłopotliwych pytań. Spotkanie z Wałęsą to z kolei umiejętność wysłuchania listy skarg noblisty na rządzącą ekipę.

Oczywiście tego, o czym mówię, nie widać. Kurtuazyjne uśmiechy, powitania to zasłona dymna. Arystokraci potrafią kiepski prezent związać efektowną kokardą. Nie dajmy się uwieść tej grze pozorów. W 1996 roku królowa podczas przemówienia w Sejmie udzielała nam swego poparcia w staraniach o wejście do Unii Europejskiej. A teraz…

Jaką autonomię przy ustalaniu kalendarza wizyt ma para książęca? Na ile jest on realizacją bieżącej polityki i potrzeb Foreign Office?

Kalendarz członków rodziny królewskiej jest ustalany mniej więcej z półrocznym wyprzedzeniem. Rodzina królewska nie może odmówić prośby Foreign Office, bo taka prośba jest w zasadzie poleceniem.

Wizyty są wpisane w obowiązki członków rodziny królewskiej. Oni realizują interes państwa, podatników, którzy ich finansują.

Jest też zasada, że rodzina królewska nie podejmuje żadnej aktywności, która mogłaby wzbudzać kontrowersje, czy wpływać na polityczne podziały w odwiedzanym kraju.

Stąd rezygnacja z wizyty w Krakowie, o której przez chwilę się mówiło?

Tak. Wcześniej pojawiła się informacja, że para książęca złoży wieniec w byłym obozie Auschwitz, a także odwiedzi Kraków. Wycofano się z tego, dlatego że pobyt w Krakowie mógłby zawierać takie punkty programu, które wzbudzałyby emocje.

Chodzi o Wawel?

Tak. Wizyta na Wawelu naruszałaby zasady przestrzegane przez rodzinę królewską podczas wizyt zagranicznych. Dzieje królewskich podróży wypełnione są wieloma przykładami takich salomonowych rozwiązań. Dowiadujemy się o nich po odtajnieniu dokumentów urzędowych.

Co pan sądzi o ostatecznym planie wizyty?

W oficjalnym komunikacie Pałacu Kensington jest mowa o tym, że para książęca spotka się "z przedstawicielami świata politycznego Polski, biznesmenami i przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego".

I o ile politycy są, biznes jest, to nie odnajduję tu społeczeństwa obywatelskiego. Trudno w tych kategoriach traktować spacer po Gdańsku, gdzie para książęca ma być częstowana Goldwasser i pierogami… Zupełnie inaczej jest w Berlinie, gdzie przewidziano spotkanie w trudnej dzielnicy Marzahn z wolontariuszami pracującymi w "Straßenkinder e.V." na rzecz dzieci, którym pomagają w rozwiązywaniu ich problemów psychicznych.

Żałuje bardzo, że para książęca nie pojawi się na Westerplatte, to niezrozumiałe. Boli mnie pominięcie tego symbolu.Książę Filip w 1975 roku tam był, złożył wieniec. Mało jest miejsc o takiej politycznej mocy Początek pierwszej wojny to Sarajewo, a początek drugiej to Westerplatte.

Ponadto pamiętajmy, że książę William z ogromnym szacunkiem odnosi się do weteranów wojennych, czemu wielokrotnie dawał wyraz. Wszyscy pamiętamy przejmujące zdjęcia gdy w setną rocznicę wybuchu I wojny światowej wraz z małżonką składał hołd na cmentarzu wojskowym w Saint-Symphorien w Belgii.

Jeszcze jedna sprawa. Trzy główne historyczne punkty wizyty, to opowiadanie o historii Polski od 1939 do 1989 roku, czyli ważny, ale tylko niewielki fragment naszych ponadtysiącletnich dziejów. Ten rodzaj historycznej narracji zaburza proporcje.

Wytłumaczę, o co mi chodzi. Gdy królowa Elżbieta podczas swej ostatniej wizyty odwiedziła Frankfurt, pokazano jej oryginał słynnej Złotej Bulli Karola IV z 1356 roku określającej zasady wyboru cesarza. Czy pomyślano, aby podczas pobytu w Gdańsku wyjąć z gdańskiego archiwum drogocenne listy królowej Elżbiety I kierowane do Gdańska i opowiedzieć, jak ważnym partnerem handlowym w XVI wieku była dla nas Anglia?

Jak tworzy się program takiej wizyty?

Najpierw Londyn wysłał sugestie: np. "pragniemy, aby były elementy uczczenia ofiar Holokaustu". Ten pierwotny plan jest następnie uszczegóławiany w Polsce. Wszystko to dzieje się w trójkącie: centrala Foreign Office - Ambasada Brytyjska w Warszawie - nasz MSZ. Zapewne rozważano wszystkie za i przeciw przy podejmowaniu ostatecznej decyzji, gdzie goście mają skierować swe kroki - czy do Muzeum II Wojny Światowej, czy do Europejskiego Centrum Solidarności?

Ambasador osobiście wizytuje te miejsca i sugeruje centrali w Londynie najlepsze, jego zdaniem, rozwiązanie.Odnoszę wrażenie, że nie wykorzystano wszystkich atutów, którymi dysponujemy.

Dlaczego? Jakie błędy popełnił ambasador?

Wizyta jeszcze się nie zaczęła, a już można dostrzec dwa jej mankamenty. Po pierwsze, program został tak ułożony, że nie wykorzystuje w pełni naszych atutów, a parze książęcej nie pozwala na pełną prezentację. Program wizyty nie da nam możliwości ujrzenia dostojnych gości w pełnym blasku. Brakuje mi wielkiego anturażu, choćby jednego kluczowego działania, które zostanie zapamiętane. Wizyta ta zbudowana została z wielu elementów, które przypominają mi paciorki naszyjnika. Brak mi prawdziwych diamentów. Gdzie prezentacja młodej polskiej kultury?

Po drugie, wizyta potrzebuje oprawy medialnej na najwyższym poziomie. Ja takiej nie dostrzegam. Foreign Office wysyła tu najlepszą parę świata, a ambasada nie wykorzystuje w stu procentach ich potencjału. Brakuje mi kampanii marketingowej dla tej wizyty, zarówno w mediach klasycznych, jak i społecznościowych.

Social Media Manager ambasady chyba jest na urlopie, bo Twitter ambasady to w 90 proc. retweetowane wiadomości. Szkoda, że tak się stało, gdyż Ambasada jest głównym dysponentem contentu wizyty pary książęcej. Tę narrację należało budować przez kilka tygodni.

Para książęca to małżeństwo trzydziestoparolatków. Co by ich naprawdę interesowało? Nowoczesny design, moda, ekologiczne drewniane zabawki… Wiem, że lubią dobrą muzykę, interesują się kinem. Można było im przedstawić zdolnych polskich twórców, by promować markę Polski na świecie. Jeśli pokazano by książęce dzieci bawiące się polskimi zabawkami, w ubraniach zaprojektowanych przez Polaków, to z całą pewnością rzeczy te kupiłby cały świat w ciągu kilku godzin. 

A przecież mamy czym się pochwalić...

Pan ambasador to zawodowy dyplomata, ale misję w Warszawie pełni od roku. Chyba jeszcze nie nasiąkł intelektualnym klimatem kraju pobytu. Odnoszę wrażenie, że nie czuje Polski. Brak tej wizycie polotu i próby wyjścia z żelaznej zbroi konwenansu.

Kate i William doskonale się czują wśród tych, którzy samodzielnie zapracowali na sukces lub tych, którzy dają cząstkę siebie innym. Myślę o wolontariuszach,laureatach olimpiad międzynarodowych, młodych twórcach. Pokolenie to doskonale włada angielskim. Dla nich takie zaproszenie to przepustka do dalszej kariery. Oni by pokazali inną twarz Polski.

Proszę zobaczyć - we Francji para książęca poszła na mecz rugby, w Ameryce na mecz koszykówki, w Australii spotkali się z młodzieżą, która uczy się ratownictwa morskiego. Kate i Wiliam wybrali się na plażę, na zawody młodych ratowników, a w prezencie dostali deskę surfingową. To są otwarci, młodzi ludzie, oni to lubią.

A z jakim przekazem wyjadą z Polski? Co Kate powie w samolocie? “Ci Polacy, to głównie walczą: …”

Czy podczas wizyty możemy spodziewać się niespodzianek?

Program wizyty trzeba czytać wnikliwie. Znajdziemy w nim np. informację, że podczas tej podróży, parze książęcej będą towarzyszyć dzieci.

Uważna lektura programu pozwala dostrzec pewne luki czasowe.Tuż przed uroczystością z okazji urodzin królowej. Nawet zakładając, że księżna potrzebuje czasu na przygotowanie, to zostaje 40-50 minut wolnego czasu. Co wtedy będą robić Kate i William? Być może zobaczymy ich w Łazienkach np. karmiących łabędzie.

A wtorkowe popołudnie i wieczór?

Scenariusz jest już gotowy. Goście nie spędzą tego wieczoru przed telewizorem. Nie wykluczam, że para prezydencka podejmie parę książęcą w formule prywatnego spotkania. Granica między tym, co oficjalne, a tym, co prywatne zaciera się. Moim zdaniem prywatna część wizyty wzbudzi emocje.

Janusz SiboraJanusz Sibora Fot. Rosanna Sibora

 Dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji, badacz dziejów ceremoniału królewskiego (Twitter: @JanuszSibora)

Kim jest kobieta, która nie tylko podbiła serce księcia Williama, lecz także zdobyła sympatię wszystkich Brytyjczyków? Ebook jest dostępny na publio.pl >>

Tajemnice królewskiego porodu - czego musiały przestrzegać Kate, Diana i Królowa Elżbieta?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.