Adrian Zandberg: - O tym, że pan Miller znika z łamów, dowiedziałem się z mediów branżowych. Po tym, jak wykończył swoją partię, jest dziś raczej postacią z kart historii. To naturalne, że powoli zaczyna też znikać z mediów.
Dla mnie ważne jest, żeby lewica nie zamykała się w wielkomiejskiej, inteligenckiej bańce. Żeby nie mówiła jedynie sama do siebie. Żeby nie oddawała pola, ale by walczyła także tam, gdzie przez lata jej nie było. Felieton na łamach "SE" to szansa na dotarcie do tych czytelników, którzy nie sięgną po "Krytykę Polityczną", a pewnie rzadko mają też w ręku "Gazetę Wyborczą". Lewica musi o nich zawalczyć.
Jak dotąd ci, którzy wychodzili przeciwko Partii Razem na ring, zwykle schodzili z niego obolali. Zasada, na którą się umówiliśmy z "SE", jest prosta: felietony są publikowane w całości, bez żadnej ingerencji ze strony redakcji. Redaktorowi Jastrzębowskiemu wiele razy nie spodoba się to, co przeczyta na łamach własnej gazety. Ale - jak rozumiem - "Superak" bierze to z dobrodziejstwem inwentarza.
Najwyższy czas, żeby czytelniczki i czytelnicy "Superaka" usłyszeli głos, który konsekwentnie opowiada się po stronie praw człowieka, praw kobiet, praw pracowników. Głos, który nie zgadza się na rasizm i szczucie przeciwko uchodźcom. Głos w obronie równości. Taka będzie ta rubryka.
Nie ukrywam mojego celu: chcę dotrzeć z lewicowymi poglądami do osób, które przez lata rzadko miały okazję zetknąć się z takimi ideami. Jeśli to się uda, cel zostanie osiągnięty.
Zobacz także. Jacek Kurski: "Nie ma żadnej cenzury w telewizji publicznej. Mamy do czynienia jedynie z psychozą"