Polak walczy w Donbasie po ukraińskiej stronie. "Nie jestem najemnikiem. Jestem idealistą. Nikt mi nie płaci. To taki wolontariat" [ROZMOWA]

REKLAMA
- Jak mnie złapią Rosjanie, będę gwiazdą Russia Today - mówi "Polak", który zaciągnął się do batalionu Donbas walczącego na wschodzie Ukrainy przeciwko rebeliantom. Dlaczego walczy? - Kto zna historię, ten wie, że jeśli Rosjanie zdobędą Ukrainę, już się nie zatrzymają - ostrzega.
REKLAMA

"Polak" - pod takim pseudonimem we wschodniej Ukrainie walczy nasz rodak. Bojownik z polskim paszportem dołączył kilka miesięcy temu do ochotniczego batalionu Donbas. Z "Polakiem" rozmawiała Agnieszka Lichnerowicz, reporterka TOK FM.

REKLAMA

"To taki wolontariat"

- Nie jestem najemnikiem, nikt mi nie płaci. To taki, nazwijmy to, wolontariat - mówi "Polak". Personaliów nie podaje - obawia się, że w Polsce będzie traktowany jako przestępca. Choć od kilku dni może już mieć ukraińskie obywatelstwo. W nagrodę, za walkę na froncie. - Mając podwójne obywatelstwo, według polskich przepisów mam prawo bronić drugiej ojczyzny - wyjaśnia.

Czy "Polak" faktycznie może mieć problemy nad Wisłą? - Polskie prawo, a konkretnie Kodeks karny przewiduje, że obywatel polski, który przyjmuje służbę w obcym wojsku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Jeśli chce służyć w armii obcego państwa, powinien uzyskać zgodę ze strony MSW bądź MON - mówiła w Radiu TOK FM dr Patrycja Grzebyk z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Jak podkreśliła, jeśli "Polak" faktycznie otrzymał ukraińskie obywatelstwo, jego czyn nie jest karalny. Ma więc pełne prawo walczyć w strukturach ukraińskiej armii (ochotnicze jednostki podlegają rozkazom ukraińskiego sztabu), zwłaszcza że - jak deklaruje - nie jest najemnikiem.

Całej rozmowy z "Polakiem" na antenie Radia TOK FM wysłuchasz tutaj >>>

Co właściwie "Polak" robi na Ukrainie? - Istnieją uniwersalne ideały. Gdzieś tam jestem idealistą... - zastanawia się "Polak". - Kto zna historię, ten wie, że jeśli oni zdobędą Ukrainę, już się nie zatrzymają. Twierdzenie, że jesteśmy w NATO, że jesteśmy bezpieczni... Ukraińcy też byli bezpieczni, mieli gwarancje. W XX wieku zaledwie 3 proc. aliansów wojskowych było dotrzymywanych. Nie ma gwarancji, że po zajęciu Ukrainy nie pójdą dalej. Wręcz przeciwnie zawsze przychodzili do Polski. Rosja zawsze będzie dążyła do tego, by mieć granicę z Niemcami. Tak jest od 500 lat - wskazuje. - W 1938 roku mówiono, że pokój jest zagwarantowany. A rok później Polski nie było - ciągnie "Polak".

REKLAMA

Zastrzega, że decyzja o wyjeździe na front była w pełni świadoma. Nie jest tu pierwszy raz, jeździ na Ukrainę od lat. Ma ukraińskie korzenie, dziadka ze strony matki. - Kroplą goryczy było to, jak przeczytałem o tym Lemańskim. Jest koleś, który z Londynu przyleciał walczyć z faszystami. Może obydwaj jesteśmy nienormalni, natomiast on jest idiotą, a ja nie. Tak to kwituję - tłumaczy. "Polak" na Ukrainę przyjechał, jak mówi, prosto z Londynu.

"Będę gwiazdą Russia Today"

Lichnerowicz zauważa, że inni robią kariery. A "Polak" wybrał wojnę. - Też zrobiłem karierę. Ale ludzie są różni. Skończyłem 40 lat i w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie chce mi się żyć, by powiększać rachunek bankowy - wyjaśnia. - Większość siedzi przed telewizorem, zajmuje się dziećmi. W końcu te dzieci wyrastają, rodzina może się rozpaść i trzeba sobie powiedzieć, co dalej. Ja wybrałem taką drogę. I nie żałuję. Uważam, że to jedna z lepszych decyzji w życiu. Znajomi mówili, że jestem pie***ięty. Tu też początkowo się wszyscy dziwili, choć byli potwornie wdzięczni. Zostali sami, Europa ich opuściła. Teraz to widzą - mówi.

- Oni też się bali mnie tutaj trzymać - mówi o Ukraińcach. - Proszę sobie wyobrazić, że złapią mnie Rosjanie. Będę gwiazdą Russia Today - ironizuje "Polak", mówiąc o prokremlowskiej telewizji. - Oni dużo mówią o polskich najemnikach, ale żadnego nie złapali. A gdyby mnie złapali, zanim by mnie zamęczyli, kazaliby mi opowiadać jakieś bzdury, jak to robią z innymi - mówił.

"Debalcewe? Ale jakie mają ofiary!"

- Ktoś mądry mówił: chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. A my wysyłamy polskich żołnierzy do zasranego Afganistanu. Jakie my mamy interesy w Afganistanie? A wysłanie 50 kamizelek kuloodpornych do sąsiada, który walczy z odwiecznym wrogiem, to wielki problem. Musieli Ukraińcy pojedynczo je nosić przez granicę. Przecież to kpina! - zżyma się.

REKLAMA

"Polak" podkreśla, że dostawy broni byłyby dla Ukrainy ogromną pomocą. - Tutaj walczy się bronią rosyjską. Różnica między bronią rosyjską a zachodnią jest taka, że Irak w czasie wojny z USA miał drugą najpotężniejszą armię świata, milion żołnierzy, wszystko wyposażone w rosyjską broń. Wojna trwała 10 dni, zginęło 120 żołnierzy amerykańskich, których było 200 tys. Gdybyśmy mieli nowoczesną broń, bardzo szybko byśmy sobie poradzili - podkreśla.

Ale i bez tego stara się przekonać "Polak", Ukraina sobie poradzi. - Rosjanie są świetnymi żołnierzami, gdy bronią swojej ojczyzny. Teraz tego nie robią. Ich morale jest słabe, dostają w dupę - mówi. - Debalcewe? Ale ile mają ofiar! - zapala się.

"Człowiek się boi. Modli się. Żałuje, że tam jest"

Jednak ofiary są po obu stronach. - Oni się nie boją umierać za Ukrainę, boją się umierać za tę Ukrainę, która była. Oligarchiczną. I jeżeli oni nie zmienią systemu, to jest dramat, lepiej ich rozpuścić do domu. Bo za co oni umierają? - pyta.

"Polak" podkreśla - na początku ukraińska armia zdradziła. Wyżsi oficerowie zdradzili. Gdyby do obrony nie stanęli ochotnicy, byłby koniec. A tak armia zyskała czas. - Dzisiaj to już 200 tys. ludzi, nie 6 tys. Ma broń, ale bronić się specjalnie nie chce. Sama by się broniła, ale politykom się nie chce - tłumaczy. Jego zdaniem politycy również na wojnie robią interesy.

REKLAMA

"Zawieszenie broni, a cały czas leciały bomby"

"Polak" walczył między innymi pod Szyrokynem, wsią na trasie do Mariupola. Mariupol otwiera drogę na Krym. - Nie zapomnę nocy, kiedy tam przyjechaliśmy. To był 15 lutego, dzień zawieszenia broni. W ciągu 10 minut straciłem dwóch przyjaciół - opowiada. - Mgła, wielka góra, nie wiesz, gdzie jesteś, mróz, żadnych śpiworów. Sześć godzin leżeć na ziemi i strzelać nie wiadomo do kogo. Miało być zawieszenie broni, a cały czas leciały bomby. To był hardkor, wszyscy byliśmy przerażeni - mówi "Polak". Jego oddział został później zluzowany, ale znów broni Mariupola. "Polaka" już tam nie puścili - zbyt duże ryzyko okrążenia, a on nie może dostać się do niewoli.

Zabijanie? - Nie jestem mordercą - przekonuje "Polak". - To, że strzelam i prawdopodobnie zabijam, to tylko dlatego, że bronię chłopaków, a oni mnie. To psychologiczny punkt widzenia żołnierza. Żołnierz nie jest mordercą. W moim batalionie 80 proc. ludzi to ukraińscy Rosjanie i 80 proc. ma wyższe wykształcenie. To nie są zboczeńcy i psychopaci - podkreśla.

Wojna nie jest romantyczna

Najstraszniejsze wspomnienia? - Gdy widzisz przyjaciela, który ma urwane nogi i prosi, żebyś go dobił. W niedzielę tak było. Dostał serią, wiadomo było, że nie przeżyje, prosił chłopaków, żeby go dobili. Nikt nie był w stanie tego zrobić. Wczoraj dopiero odzyskaliśmy ciało - opowiada.

- Człowiek się boi. Modli się. Żałuje, że tam jest. A z drugiej strony jest adrenalina. Kiedy opuszcza się pozycję, jest się szczęśliwym. A po kilku dniach zaczyna czegoś brakować - opowiada. Jednak wojna nie jest romantyczna - mówi "Polak". - Wojna to smród, brud, gówno, mocz, krew i strach. Zimne żarcie. Niewyspanie - wylicza.

REKLAMA

Czy wygrają? - Chciałoby się. Bo słabo to wygląda. Ciągle oddajemy pozycje. Ale gdybyśmy tego nie robili, Ukrainy już by nie było.

O ekspansji Kremla i wojnie na Ukrainie przeczytaj też w książkach >>

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory