Rosyjskie bombowce w europejskiej przestrzeni powietrznej. NATO podrywa myśliwce. "Nie ma zastraszenia"

W ciągu ostatnich dni samoloty NATO były kilkakrotnie podrywane z ziemi w związku z działaniami lotnictwa wojskowego Rosji. - Zamiast zastraszenia, mamy mobilizację. Nie mamy już do czynienia z dosyć kompromitującymi sytuacjami, kiedy nie było samolotów, które mogłyby odpowiedzieć na rosyjskie prowokacje - komentował w TOK FM Łukasz Kulesa.

O aktywności rosyjskiego lotnictwa na "niespotykaną skalę" w europejskiej przestrzeni powietrznej poinformowała rzecznika wojskowa NATO. Chodzi o cztery formacje powietrzne złożone z bombowców strategicznych Tu-95, myśliwców MiG-31 oraz innych rosyjskich samolotów wojskowych, które wykonywały działania w przestrzeni powietrznej nad Morzem Bałtyckim, Północnym i Czarnym oraz nad Oceanem Atlantyckim.

- Od kilkunastu miesięcy, a na pewno od marca tego roku, obserwujemy poważny wzrost aktywności rosyjskich sił w tej strefie pomiędzy NATO, naszymi partnerami, Finlandią, Szwecją oraz Rosją - komentował w TOK FM Łukasz Kulesa, dyrektor działu analiz londyńskiego ośrodka badań nad bezpieczeństwem European Leadership Network.

- Ten ostatni incydent, w ramach którego rosyjskie samoloty pojawiły się w małych odstępach czasu nad Morzem Północnym, Morzem Bałtyckim i Morzem Czarnym, to jeden z kilkudziesięciu przypadków, kiedy Rosjanie niepokoją ten obszar graniczny - zauważył ekspert w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem.

Podrywanie myśliwców NATO

A co się dzieje w takich przypadkach - kiedy obce samoloty lecą wzdłuż obszaru powietrznego państw członkowskich NATO? - Samoloty z poszczególnych państw wylatują im na spotkanie i lecą razem z nimi przez określony czas - tłumaczy Kulesa. - W tym przypadku nie mieliśmy jednak do czynienia z naruszeniem przestrzeni powietrznej jakiegokolwiek państwa. Po prostu mieliśmy sytuację, w której np. rosyjskie bombowce strategiczne wylatują ze swojej bazy, następnie przelatują nad Morzem Północnym, na północ od Norwegii, następnie lecą w kierunku Wielkiej Brytanii, potem nad Atlantyk.

- W tym samym czasie mamy również bombowce strategiczne, które wyleciały nad Morze Czarne, oraz grupę siedmiu samolotów rosyjskich, które latały od baz w okolicach Petersburga, do Kaliningradu i z powrotem. W tych wszystkich przypadkach musieliśmy, jako NATO, podrywać myśliwce, nasze radary musiały to monitorować - relacjonował ekspert.

- To jeden z celów rosyjskiego działania - sprawdzić, jak ten system działa w sytuacji, kiedy zagrożenia są z różnych kierunków. Chodzi również o pokazanie, że Rosja jest w stanie tego typu złożone operacje przeprowadzić. No i oczywiście jest to też sygnał polityczny, że Rosja nie jest zainteresowana deeskalacją napięcia z Sojuszem.

Gdzie jest zagrożenie?

- Sojusz podał, że w przypadku lotu nad Bałtykiem mieliśmy informację, że tego rodzaju przelot będzie dokonany. Takiego planu lotu nie było w przypadku bombowców strategicznych. I nie jest to pierwszy przypadek - opowiada Kulesa. - W marcu tego roku mieliśmy do czynienia z bardzo niebezpieczną sytuacją, kiedy samolot pasażerski, który startował z lotniska w Kopenhadze, ni stąd, ni zowąd napotkał na swojej drodze rosyjski samolot szpiegowski, który miał wyłączone urządzenia identyfikujące. Na szczęście pogoda była dobra i udało się uniknąć kolizji.

Zdaniem eksperta to był potencjalnie bardziej niebezpieczny incydent niż ten, z którym mamy do czynienia teraz. - Ten incydent z marca, to jest zagrożenie - podkreślił Kulesa. - Im więcej takich przypadków, tym większe zagrożenie, że ktoś popełni błąd. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jeden z pilotów popełnia błąd, mamy kolizję i ofiary po obu stronach...

"Dosyć z kompromitującymi sytuacjami..."

Zdaniem gościa TOK FM, NATO wykazuje się teraz dużym zdecydowaniem w takich przypadkach jak loty bombowców rosyjskich. - O ile we wcześniejszych latach zdarzało się, że tego typu incydenty były wyciszane, tak teraz w każdym takim przypadku mamy do czynienia z informacją, co się stało i jak Sojusz zareagował. Pomogły też decyzje podjęte w związku z kryzysem ukraińskim - czyli że zamiast czterech samolotów Sojuszu w państwach bałtyckich mamy minimum 16.

Co to oznacza? - Że w każdym przypadku - czy to naruszenia przestrzeni powietrznej, czy zbliżania się samolotów rosyjskich - Sojusz jest w stanie poderwać swoje myśliwce. Nie mamy do czynienia z dosyć kompromitującymi sytuacjami, kiedy nie było samolotów, które mogłyby na te rosyjskie prowokacje odpowiedzieć - podkreślił Kulesa.

- Wydaje się, że Rosjanie uważają, że są w stanie nad tymi prowokacjami zapanować i dojść do pewnej linii i jej nie przekroczyć. Ale mogą wyjść za daleko i to nie dlatego, że zostanie podjęta taka decyzja na Kremlu, ale dlatego, że któryś z lokalnych dowódców czy pilotów stwierdzi, że jego umiejętności pozwalają na podejście jeszcze bliżej do myśliwca NATO - zauważył ekspert. I podsumował: - Zdecydowanie mamy do czynienia z przyzwoleniem najwyższych władz Rosji, żeby działać dużo bardziej agresywnie niż dotychczas. Pytanie, czy to się Rosji opłaca. Zamiast zastraszenia członków Sojuszu, mamy do czynienia z mobilizacją. Nie wiem, czy Rosjanie przewidzieli skutki swoich prowokacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.