Wykradziono zdjęcia i filmy nagich gwiazd. Ale tylko kobiet. ?To zwykłe molestowanie. Tyle że online"

Jennifer Lawrence, Kate Upton, Kirsten Dunst - to tylko trzy z ponad setki kobiet, których nagie zdjęcia zostały wykradzione z iCloud firmy Apple. - A to zwykłe molestowanie - komentuje w ?New York Magazine? Jessica Roy.

Do publikacji części ukradzionych zdjęć (co często przedstawia się jako "wyciek") doszło przedwczoraj. W serwisie internetowym 4chan osoba, która sama o sobie mówi jako "kolekcjonerze", pochwaliła się, że ma zdjęcia ponad 100 mniejszych lub większych gwiazd filmu i muzyki. Wszystkie to kobiety.

Jako że ten anonimowy użytkownik określa tę kradzież mianem "miesięcy ciężkiej pracy", zdjęć nie zamierza publikować za darmo, lecz sprzedawać.

"Zwykłe molestowanie"

Jessica Roy z "New York Magazine" sam fakt kradzieży w celu publikacji zdjęć nazywa wprost: to zwykłe molestowanie. "Hakerzy zniszczyli prawo do prywatności tych gwiazd i zredukowali ich ciała do ciągów zerojedynkowych, aby potem je zaoferować chciwym męskim oczom" - pisze.

"Wczoraj Twitter przerodził się w platformę do zdobywania fragmentów ciał wpływowych, spełnionych kobiet" - kontynuuje. Jej zdaniem, to był pokaz siły - nieważne, jak duży sukces odniesie kobieta, nieważne, ile zarobi pieniędzy ani jak bardzo ją wielbią ludzie - i tak stanie się przedmiotem tego samego poniżenia, które spotyka kobiety każdego dnia w internecie.

"Powinny się przyzwyczaić"? "Po co wrzucały te zdjęcia"?

Od razu po publikacji zdjęć pojawiły się komentarze internautów, że "przecież mogły nie wrzucać swoich zdjęć do chmury". Problem polega jednak na tym, że one nie udostępniły zdjęć wszystkim. Ich zdjęcia zostały po prostu wykradzione.

Wraz z tym kolejnym skandalem wróciły też argumenty, że gwiazdy powinny się przyzwyczaić do odzierania ich z prywatności - że to "cena sławy". "Ale bycie popularnym nie oznacza automatycznie, że kompletnie obcy ludzie mają dostęp do intymnych aspektów twojego życia" - pisze Roy na stronie NY Magazine. "Twierdzenie inaczej jest po prostu kolejnym przejawem przekonania wielu mężczyzn, że mają prawo oglądać, dotykać i komentować kobiece ciała".

Roy podsumowuje, że wśród winnych są nie tylko hakerzy, ale także administratorzy i użytkownicy platform takich jak 4Chan czy Twitter, którzy przeinterpretowują prawo do swobody wypowiedzi w swoistą wymówkę do werbalnego molestowania kobiet w internecie. Według Roy winni są ci, którzy przedkładają mizoginistyczną mowę nienawiści nad dobro kobiet.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.