"Orban spacyfikował Węgry jako naród. Opozycja nie istnieje. A w kraju bieda: wioski przypominają Birmę"

- Węgry jako naród zostały spacyfikowane. Nie widać opozycji, ona nie istnieje - mówił w Radiu TOK FM prof. Bogdan Góralczyk, politolog z UW. Druga kadencja Orbana wygląda tak: jednoosobowe rządy, wegetacja opozycji, budowa narodowego ego, kurs na Rosję. I bieda. - Tam są całe zagłębia biedy - opisywał politolog.

W kwietniu wybory parlamentarne na Węgrzech drugi raz z rzędu wygrał Fidesz Victora Orbana , zbierając 48 proc. głosów i zdobywając większość konstytucyjną. Od tego czasu premier Węgier coraz mocniej dystansuje się od Zachodu i szeroko rozumianego liberalizmu. - Zobaczmy, jak te nowe Węgry, nieliberalne, wyglądają... - zaczął w audycji OFF Czarek prof. Bogdan Góralczyk, politolog z Centrum Europejskiego UW.

"To jednoosobowe rządy"

Orban konsekwentnie konsoliduje swoją władzę na Węgrzech. - To jednoosobowe rządy. Władza polityczna i ekonomiczna skupia się w rękach premiera - mówił prof. Góralczyk. Zaznaczył, że na Węgrzech prezydent jest nominatem premiera, a szef parlamentu jego dobrym kolegą. Znaczenie zupełnie straciły też partie polityczne. - Wpływy ma ten, kto ma dojście do Orbana - wyjaśnia politolog.

Swoje rządy Orban określa teraz mianem "narodowego pojednania". - Regularnie jeżdżę na Węgry i odczuwam, że najpierw był niezwykły podział na zwolenników i przeciwników Orbana. Teraz Węgry jako naród zostały spacyfikowane. Nie widać opozycji, ona nie istnieje. Ani programowo, ani organizacyjnie - mówił prof. Góralczyk. - Społeczeństwo jest apatyczne, a młodzież uciekła - dodał politolog, wskazując, że w ciągu czterech ostatnich lat kraj opuściło pół miliona ludzi.

Budowane stadiony i narodowe ego

- Otwarci przeciwnicy Orbana wegetują - zaznaczył politolog. Wyliczał niezależne dotąd instytucje naukowe i think tanki, które zostały zamknięte lub połączone z innymi jednostkami tak, by podporządkować je władzy. - Orban buduje klienturę. Jeśli jesteś ze mną, dostajesz zamówienia publiczne, miejsce na reklamę, możliwość rozwoju. Jeśli jesteś przeciw, znikasz - powiedział.

Jest to tym łatwiejsze, że Orban ściśle połączył politykę z gospodarką. Znane są jego zapowiedzi doprowadzenia do stanu, w którym połowa miejscowych banków będzie w węgierskich rękach. Na razie 80 proc. z nich należy do zagranicznych graczy. Państwo buduje też stadiony, a wraz z nimi, jak podkreślił politolog, narodowe ego. Reprezentacyjny obiekt powstał w niewielkiej rodzinnej wsi Orbana. A na odbudowany stadion legendarnego piłkarskiego klubu Ferencvaros przyjechała Chelsea Londyn. - Dostała za to pieniądze, więc umiejętnie wygrała z Węgrami 2-1, nie 12-1 - uśmiechał się prof. Góralczyk.

"Wioski, które przypominają Birmę albo Indie"

Te wszystkie zabiegi nie rozwiązują jednak trapiących Węgrów problemów społecznych. Jeden z nich to milionowa społeczność romska, którą Orban chce zaprzęgnąć do robót publicznych. Jego przeciwnicy wytykają, że podobnie robił Benito Mussolini.

Jednak bardziej uderzająca jest bieda. - Są na Węgrzech wioski, które przypominają Birmę albo Indie, a nie Europę Środkową, a tym bardziej Unię Europejską - opisywał prof. Góralczyk. Zaznaczył, że 4 mln z 10 mln Węgrów żyje poniżej minimum socjalnego lub w jego granicach. - I to nie jest tak jak w Polsce, że w jednej wiosce jeden dom się rozsypuje, a drugi jest bogaty, bo takie są kontrasty. Tam są całe zagłębia biedy. Tych ludzi Orban nie interesuje, oni myślą, co włożyć do garnka - powiedział.

"Gdzie tu mowa o unijnej solidarności?"

Orban aktywnie działa także na scenie międzynarodowej, dystansując się od Zachodu i Unii Europejskiej. - Węgry także zostały objęte rosyjskim embargiem na towary rolne. Ale już dwa dni temu węgierski wiceminister handlu i spraw zagranicznych powiedział, że konieczne jest zwołanie dwustronnej komisji węgiersko-rosyjskiej z założeniem, że węgierskie towary mają trafiać na rynek rosyjski. To gdzie tu mowa o unijnej solidarności? - pytał prof. Góralczyk.

Niedawno sam Orban miał stwierdzić, że nie wierzy, aby instytucje unijne wyprowadziły kontynent z kryzysu. Postanowił więc szukać alternatyw, wymieniając wśród nich nawet Indie, co uznać należy raczej za pomyłkę. Fidesz patrzy z nadzieją także na Rosję i Chiny. Na początku roku podpisano z Rosjanami ogromną umowę na rozbudowę elektrowni atomowej. - Chińczycy z nowymi inwestycjami na Węgry wcale nie idą. Woleliby Polskę czy Rumunię, bo są większe - tłumaczy prof. Góralczyk.

Grupa Wyszehradzka? "Pasztet"

A co z Grupą Wyszehradzką, czyli nieformalną platformą współpracy Polski, Czech, Słowacji i Węgier właśnie? - Jest pasztet - westchnął prof. Góralczyk. - Od pewnego czasu to była tylko okazja do wspólnego zdjęcia. Kryzys ukraiński pokazał, że Grupy Wyszehradzkiej nie ma - dodał.

W pewnym momencie politolog się zasępił. - Nie wiem, czy nie rysuję scenariusza, co będzie, jak ten ekspres z dworca Keleti w Budapeszcie wjedzie na Dworzec Centralny w Warszawie - stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.