Prawicowe media ogłosiły, że atak na prof. Chazana ma "zamaskować błędy in vitro". Jeden z działaczy pro-life stwierdził wręcz, że rzekomy atak został wykonany na zlecenie "mafii aborcyjno-invitrovej". W sukurs idą im księża katoliccy, którzy od lat powtarzają, że ich zdaniem sztuczne zapłodnienie sprawia, że dzieci rodzą się chore. Mity o in vitro obala dla nas dr Grzegorz Południewski, ginekolog-położnik, specjalista w dziedzinie leczenia niepłodności.
- Statystyki wskazują, że nie ma żadnej różnicy w ilości powikłań związanych z przebiegiem ciąży między standardowym poczęciem a poczęciem metodą in vitro. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że wady płodu dotyczą dużej części populacji. Od dwóch do sześciu procent dzieci rodzi się z różnymi wadami. Mogą być wady nerek czy serca, ale mogą być też wady śmiertelne. One nie są częściej spotykane w przypadku zapłodnienia in vitro - tłumaczy dr Grzegorz Południewski.
Ginekolog zwrócił uwagę na to, że taka narracja jest stosowana specjalnie, by stworzyć wrażenie, że "sztuczne jest złe". - Nikt takich bełkotów nie przyjmie na Zachodzie, bo jest to niezgodne z wiedzą medyczną. To nie jest sztuczne i statystycznie nie ma żadnych różnic między jednym a drugim sposobem rozpoczęcia życia płodowego - dodaje.
- Cały problem tkwi w tym, że u osób, u których leczymy niepłodność, mogą się częściej zdarzać poronienia, bo są to osoby chore. Sam fakt, że są obciążone niepłodnością, stwarza dobór negatywny do grupy podwyższonego ryzyka. U osób obciążonych problemem z płodnością istnieje nieznacznie wyższe ryzyko wystąpienia niektórych zjawisk, takich jak poronienie, ale nie jest to różnica statystyczna - mówi dr Południewski.
- Embriony oczywiście są zamrażane. To się dzieje najpóźniej w momencie, gdy są w formie blastocysty i dają się zamrozić bez szkody dla siebie. Po odmrożeniu mogą być wszczepione, zachowują wszystkie cechy i rozwijają się dalej. W tej chwili zapładnia się w Polsce sześć komórek, to nie jest duża ilość. Część tych embrionów ginie, i to jest naturalne, bo w okresie rozwoju embrionalnego ginie ich blisko połowa. Tak samo w przypadku zapłodnienia naturalnego, jak metodą in vitro - tłumaczy dr Południewski.
- Nie ma etycznego sformułowania, które by umiejscowiło poczęcie życia jako istoty ludzkiej w jednym punkcie, bo jest to proces. Zapłodnienie komórki jest startem, ale to nie jest równoważne istocie ludzkiej - komentuje ginekolog. Przypomina też, że Kościół przez bardzo długi czas za rozpoczęcie życia człowieka uważał moment urodzenia. - Sam poród i uzyskanie zdolności samodzielnego bytu jest momentem, kiedy możemy mówić o człowieku. Szukając innego wykładnika, możemy uznać, że takim momentem jest 36. tydzień ciąży, kiedy pojawiają się fale mózgowe. Takim momentem może być ukształtowanie układu nerwowego. Każdy może przyjąć inne kryteria, ale z punktu widzenia Światowej Organizacji Zdrowia moment rozpoczęcia ciąży jest momentem zagnieżdżenia komórki rozwijającego się zarodka w śluzówce matki, czyli ok. tygodnia po współżyciu - tłumaczy.
- To bzdura! Nie ma żadnych różnic morfologicznych między dziećmi z in vitro a dziećmi poczętymi w sposób naturalny. Nie ma żadnych różnic rozwojowych. Dzieci poczęte metodą in vitro rozwijają się w sposób naturalny i nie stwierdzamy żadnych różnic z punktu widzenia biologicznego. Dzieci powstające z zarodków odmrożonych też nie wykazują żadnych uszkodzeń czy wad. Są narażone na takie same wady jak cała populacja - podkreśla lekarz.