Od poniedziałku nie można (legalnie) robić in vitro. Przez błąd w ustawie. Pacjentki wściekłe. Minister: problemu nie ma

REKLAMA
Od jutra kliniki muszą przerwać wykonywanie zabiegów in vitro. Legislacyjny błąd w ustawie każe lekarzom czekać na zatwierdzenie dokumentu, bez którego przeprowadzenie zapłodnienia tą metodą jest nielegalne. Pacjentki panikują. Wiceminister bagatelizuje: problemu nie ma, kliniki wiedziały o tym przestoju.
REKLAMA

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas - Kto na pozwolił? - pyta zdenerwowana pani Ewa, która stara się o dziecko metodą in vitro. Próbuje, ale na razie bezskutecznie. Teoretycznie właśnie teraz, na początku listopada, ma tę fazę cyklu, w której można byłoby prowadzić odpowiednie procedury medyczne. Ale już wie, że tak się nie stanie. Bo w klinikach in vitro zaczyna się... przestój. Ile potrwa? Tego do końca nie wie nikt. Może kilka dni, a może nawet dwa miesiące.

REKLAMA

1 listopada weszła w życie Ustawa o leczeniu niepłodności. To nowość - dokument, na który czekało wielu i który, co podkreślają nasi rozmówcy, jest wypracowaniem pewnego kompromisu w sprawie in vitro. Tyle tylko, że wciąż - jak mówi nam Wojciech Kolawa, dyrektor medyczny Centrum Medycznego "Macierzyństwo Fertility Partnership" z Krakowa, jest w nim wiele niewiadomych.

Ustawa wchodzi w życie, pacjentki muszą czekać. Przestój

Najważniejszy problem jest jednak taki, że zgodnie z nową ustawą pacjenci będą musieli na specjalistyczne badania i zabiegi poczekać. Każda klinika wykonująca in vitro musi dostać z ministerstwa zdrowia specjalny "certyfikat" - chodzi o tzw. program dostosowawczy. Bez zatwierdzonego programu nie może prowadzić działań.

Tyle, że program klinika może formalnie złożyć dopiero po wejściu w życie ustawy, czyli najwcześniej w poniedziałek 2 listopada. A minister? "Minister właściwy do spraw zdrowia, w terminie 2 miesięcy od dnia otrzymania programu, zatwierdza program albo odmawia jego zatwierdzenia w drodze decyzji administracyjnej"- tak mówi ustawa.

Dlaczego wniosku o zatwierdzenie programu nie można było złożyć wcześniej?

Ministerstwo zdrowia rzeczywiście przyznaje, że to błąd legislacyjny, ale dodaje że urzędnicy byli dostępni non stop od połowy września i program można było przygotować i skonsultować tak, żeby na listopad był gotowy i nie wymagał poprawek. Wszystkie placówki należące do rządowego programu in vitro to zrobiły. Ale są kliniki prywatne i mniejsze gabinety, które programu gotowego nie mają - ile? tego oficjalnie nie wiadomo.

REKLAMA

- Mamy zapewnienia ministerstwa, że nie będzie to trwało dwóch miesięcy, ale na pewno co najmniej kilka dni. Te kobiety, którym akurat teraz wypada odpowiedni moment cyklu, będą musiały czekać. W praktyce oznacza to kolejny miesiąc - słyszymy w klinikach. - To jest kompletny absurd. Ktoś w ogóle tego nie wziął pod uwagę, że to wstrzymuje naszą pracę, powoduje niepotrzebne nerwy pacjentów, stres. Przecież wiadomo było, że ustawa wchodzi i żeby móc działać musimy mieć zatwierdzone programy - mówi nam proszący o anonimowość szef dużej kliniki na wschodzie kraju.

Jakie programy muszą mieć kliniki, by działać? Liczące ponad 500 stron

Program, który musi zatwierdzić ministerstwo, by klinika mogła działać obejmuje m.in. szczegółowy opis dotychczasowych procedur stosowanych w zakresie gromadzenia, testowania, przetwarzania, przechowywania, dystrybucji komórek rozrodczych lub zarodków; informację o liczbie osób zatrudnionych w klinice i o ich kwalifikacjach, ale również wykaz pomieszczeń i urządzeń, które muszą być dostosowane do nowych przepisów.

Programu prawdopodobnie nie da się zatwierdzić od ręki. Owszem, część klinik złożyła wstępne wersje swoich dokumentów wcześniej, jeszcze przed wejściem w życie ustawy, do przeanalizowania przez pracowników resortu zdrowia, ale teraz muszą złożyć już wersję ostateczną. - Ten dokument to ponad 500 stron. Przypuszczam, że nikt nie jest w stanie go w trybie pilnym przejrzeć i zatwierdzić - mówi nam Kolawa. On sam będzie w ministerstwie w poniedziałek. Spodziewa się, że do złożenia programów mogą być kolejki.

Programy to tak naprawdę to, co w wielu klinikach było już do tej pory

Katarzyna Goch z Kliniki "Invicta" w Gdańsku podkreśla, że do tej pory były przeprowadzane cykliczne kontrole. - Były sprawdzane procedury jakościowe czy postępowanie z zarodkami gwarantujące np. bezpieczeństwo i odpowiednie znakowanie tego materiału biologicznego. Sprawdzano kwestię kompetencji lekarzy w zakresie ich doświadczenia, umiejętności. I w tej chwili w oparciu o bardzo konkretne zapisy i ustawy, i rozporządzenia musimy przygotować zestawienie, wykazać te procedury, spisać je, zgromadzić i przedstawić ministerstwu - mówi Goch.

REKLAMA

Jak dodaje, klinika dostała zapewnienie z ministerstwa zdrowia, że jak plany będą złożone prawidłowo, to po weryfikacji zostaną zatwierdzone w ciągu najpóźniej siedmiu dni, a być może nawet szybciej. Przyznaje jednak, że w tej chwili lekarze nie mogą jednak podejmować procedur medycznych wobec zgłaszających się pacjentów, bo nie ma na to podstawy prawnej. - Nie będziemy działać wbrew ustawie - dodaje Goch.

"Na razie nie ma możliwości wykonywania procedur zapłodnienia pozaustrojowego"

- Od 1 listopada możemy wykonywać czynności lekarskie takie jak diagnostyka i leczenie, ale za wyjątkiem działań, w których używane są komórki rozrodcze - mówi nam dr Wojciech Kolawa. Jak dodaje, na razie bez zatwierdzonego przez resort zdrowia programu nie ma możliwości wykonywanie procedur zapłodnienia pozaustrojowego.

Joanna Ziółkowska, prezes "Centrum Zdrowia Kielce", które jest w rządowym programie leczenia niepłodności metodą in vitro, też potwierdza, że na razie jest chwilowe wstrzymanie procedur. - Nie wiem, kiedy dostaniemy zgodę na działanie, żadnych konkretów nie jestem pani w stanie podać - mówi Ziółkowska.

REKLAMA

Jest i druga strona medalu: pytania pacjentek, co będzie po wyborach?

W większości klinik słyszymy, że praktycznie przy każdej rozmowie z pacjentką czy jej partnerem pojawia się pytanie, co dalej, czy bezpłatny program in vitro - po zmianie rządu - nie zniknie.

- Boją się, bo wielu z nich w ogóle nie byłoby stać na taką płatną formę starania się o dziecko. A to ich wielkie marzenie. Poza tym, w ogóle mają obawy i lęki, czy ktoś nie zakaże in vitro nawet za pieniądze - słyszymy od jednego z ginekologów.

- Na razie nie zamierzamy zajmować się tą ustawą, Polacy mają inne, ważniejsze problemy - zapewnia w rozmowie z TOK FM rzeczniczka PiS Elżbieta Witek. - W tych przepisach są błędy prawne, jak na przykład brak jednoznacznej definicji ochrony życia, ale w najbliższym czasie nie będziemy zmieniać tej ustawy.

Na razie rządowy program jest przewidziany do czerwca 2016 roku, choć lekarze mówią nam, że nie wiedzą, jakie pieniądze będą mieć od stycznia na jego sfinansowanie. - Bo to są przecież pieniądze budżetowe. Umowy mamy podpisane, ale czy nie można ich zmienić? - zastanawia się jeden z medyków. Na razie wiadomo też tyle, że w najbliższy poniedziałek obecny jeszcze minister zdrowia ma podpisać decyzję o finansowaniu in vitro do 2019 roku.

REKLAMA

Problemów nie brakuje - przestój to jedno, ale jest i coś więcej

Lekarze zwracają uwagę na to, że nie tylko oczekiwanie na zatwierdzenie programów i związane z tym przestoje są problemem. W grę wchodzi też narzucony przez ustawę sposób znakowania komórek i zarodków. - Generalnie chodzi o to, że aby oznakować każdą próbkę musimy tam wprowadzić odpowiednie dane, w tym m.in. nadany nam kod ośrodka. Kod nadaje ministerstwo, ale wcześniej musi nas zarejestrować. A żeby nas zarejestrować, my musimy już mieć wprowadzony ten system oznakowania. Także to jest błędne koło i ruch jest po stronie ministerstwa - mówią lekarze.

Zwracają uwagę również na rejestr dawców - ustawa narzuca ich anonimizację . - Ale my uważamy, że na przykład przewidziane w przepisach wprowadzanie numeru PESEL nie jest anonimizacją, bo bardzo łatwo można w ten sposób kogoś zidentyfikować. I to też musi być wyjaśnione - mówi Wojciech Kolawa.

Kolejny problem to dawcy z zagranicznych banków nasienia , np. z Danii. - I tu też chodzi o problem z oznakowaniem, z danymi, które muszą być umieszczone. Ilość danych, które wymaga nasza ustawa jest inna niż to, co oferują te zagraniczne banki - mówi Kolawa. I podaje jako przykład kwestię struktury włosa. - Wiele banków nie ma takich danych, a nasze przepisy takich i podobnych danych wymagają dość sporo - dodaje dyrektor krakowskiej kliniki. Jak słyszymy, jest wiele pytań, na które resort zdrowia musi jak najszybciej odpowiedzieć.

Minister uważa, że problem jest rozdmuchany

Wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki uważa, że sprawy nie ma. - To jest sztuczny problem stworzony przez media. Przecież (...) zaplanowanie tego procesu tak, że jeden z kilkunastu etapów leczenia nie odbędzie się na przestrzeni tych kilku dni nie jest budowaniem żadnego przestoju ani blokowaniem funkcjonowania klinik, to jest po prostu łagodne wejście w życie ustawy - wszyscy musimy dostosować się do nowego prawa.

REKLAMA

- To nie jest zapalenie wyrostka robaczkowego, które pojawia się nagle i nie mamy wpływu na to kiedy. Te kliniki miały obowiązek - i informowaliśmy o tym wielokrotnie - tak zaplanować proces leczenia, żeby nie przewidzieć transferów (zapłodnienia in vitro - przyp. red.) na ten okres kilku dni, kiedy nie będą miały akceptacji programu - mówi w rozmowie z TOK FM.

Zobacz wideo
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory