Wojna na Ukrainie. Rosyjski dowódca: "To nie żaden sekret, że tam walczymy"

- Obecność rosyjskich wojsk na Ukrainie to już żaden sekret - mówi w wywiadzie dla BBC Dmitrij Sapożnikow z Petersburga. - Dzięki rosyjskiemu dowództwu zdobyliśmy Debalcewe - mówi i dodaje, że walczy na Ukrainie, by chronić rosyjskich obywateli.

Dowódca sił specjalnych samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Dmitrij Sapożnikow urodził się w Petersburgu. Do Donbasu przyjechał, by chronić rosyjskich obywateli - jak mówi w wywiadzie dla rosyjskiej służby BBC .

Wspominał bitwę o Debalcewe - wieś, którą siły separatystów i Rosjan zdobyły w lutym tego roku. - Stacjonowaliśmy w Uglegorsku (ukr. Wulehirsku - red.), z ciężkim sprzętem zajmowaliśmy swoje pozycje - mówi Sapożnikow. - Otoczyli nas. Było dużo ukraińskich wojskowych. Udało nam się przedrzeć i wziąć "gardło" w Łogwinowo, tylko dlatego, że w ciągu 3-5 dni przyjechały na pomoc nasze czołgi. Rosyjska armia, Buriaci. Dzięki nim i czołgom, wzięliśmy Debalcewe - opisywał.

"Tajny układ między Rosją, Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi"

Dodał, że rosyjskie dowództwo przejmuje kontrolę przy kluczowych bitwach. - Dzięki temu udaje nam się odbijać szybko pozycje - powiedział. Jednak na co dzień podlegają dowódcom z tzw. DRL. - Na przykład w walce o donieckie lotnisko dowodził Zacharczenko (przywódca tzw. DRL - red.) - powiedział.

Według niego obecność rosyjskich wojsk na Ukrainie to już żaden sekret. Sapożnikow przypuszcza, że musi istnieć jakiś tajny układ między Rosją, Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, bo - według niego - łatwo dowieść obecności Rosjan. - Sfotografowaliby sprzęt, i po wszystkim. Ale oni tego nie robią, zamykają oczy. Rosjanie też zamykają oczy na obecność amerykańskich i europejskich wojskowych po stronie ukraińskiej - ocenił. Dziennikarz zapytał wówczas, czy widział Amerykanów lub Europejczyków w Donbasie. - Oczywiście - odpowiedział. - Instruktorów jest bardzo dużo - dodał.

Bitwa o Debalcewe

Mimo zawartego 12 lutego w Mińsku porozumienia pokojowego walki w regionie Debalcewego nie ustały. Znajdowało się tam około 8 tys. żołnierzy ukraińskich. Separatyści chcieli zdobyć miasto ze względu na jego dogodne położenie między oboma samozwańczymi republikami - doniecką i ługańską. Tworzył "klin", który był ważnym punktem strategicznym.

Od 15 lutego miało obowiązywać zawieszenie broni, a dwa dni później, z obu stron linii walk w ciągu 14 dni miało być wycofane ciężkie uzbrojenie i wytyczona strefa buforowa. Separatyści ogłosili jednak po rozmowach w Mińsku, że rozejm nie stosuje się do Debalcewego.

Bój o to miasto, który trwał od końca stycznia, skończył się klęską Ukraińców. Miasto poddało się 18 lutego. Żołnierze wycofywali się z "kotła" od ostrzałem z artylerii sił separatystów i Rosjan. Część z nich przedostała się do Artemiwska.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.