Kowal: Unia Europejska daje możliwość Rosji decydowania o Ukrainie. To "cicha Jałta" [WYWIAD]

Niespójna polityka unijna wobec Ukrainy to "cicha Jałta" - mówi Paweł Kowal, były europoseł Polski Razem. - Prawdziwa Jałta odbywała się jawnie: wiadomo było kto z kim i na co się umówił. Dzisiaj nikt nie ma odwagi tego powiedzieć. To jest bardzo nieeleganckie, więc robi się to po cichu - dodaje.

Karolina Słowik, Gazeta.pl: - Przed weekendem lider samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Zacharczenko ogłosił ofensywę aż do granic obwodu donieckiego. Separatyści atakują strategiczne punkty: Mariupol, który stoi na drodze do Krymu i Debalcewo, które jest "klinem" między dwoma samozwańczymi republikami. Ataków będzie więcej. Czy wobec takiej ofensywy metoda UE, by dążyć do deeskalacji drogą dyplomacji i nacisku ekonomicznego, ma szanse na jakikolwiek sukces?

Paweł Kowal: - Byłaby szansa, gdyby ta metoda była konsekwentnie stosowana. Dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy Putin już zdecydował się na utworzenie korytarza do samego Krymu, czy może to, co się w tej chwili dzieje, jest jedynie kartą przetargową w negocjacjach z Unią Europejską. Może Putin na nic się nie ogląda i dąży do zdobyczy terytorialnych, a może tylko negocjuje.

Problem polega na tym, że te negocjacje toczą się niejawnie. W ostatnich dniach ujawniono, że Komisja Europejska zgodziła się, by Rosja decydowała o tym, z których krajów będzie eksportowała żywność bez uwzględnienia reguł obowiązujących w Unii Europejskiej. Sygnały wysyłane do Moskwy nie są więc jednoznaczne.

Powiedział pan dzisiaj, że niespójna polityka unijna w sprawie Ukrainy to "de facto cicha Jałta". Co pan miał na myśli?

- "Cicha Jałta" to właśnie prowadzenie potajemnych negocjacji z Rosją o tym, kto ma prawo wpływać na rzeczywistość. W ten sposób pomija się oczywistą wolę obywateli Ukrainy, którą wyrazili w wyborach. Poza nimi i poza ukraińskimi politykami ktoś po cichu oddaje prawo Rosji, by decydowała o innych narodach. Negocjacje abstrahują od tego, czego naprawdę chcą obywatele Ukrainy. A to podstawowa zasada, którą powinien kierować się Zachód.

Prawdziwa Jałta odbywała się jawnie: wiadomo było kto z kim i na co się umówił. Dzisiaj nikt nie ma odwagi tego powiedzieć. To jest bardzo nieeleganckie, więc robi się to po cichu. Bez wątpienia to nie Unia Europejska prowadzi politykę wobec Rosji. Prowadzi ją kilka państw Zachodu, jak Niemcy czy Francja. Takie zachowania podważają istnienie Unii Europejskiej.

Czy jest lekarstwo na tę niespójność? Co musiałoby się stać, by unijni dyplomaci mówili jednym głosem?

- Niektórzy przywódcy państw europejskich powinni poczuć, że są mężami stanu, że są kimś więcej niż tylko "sklepikarzami politycznymi", którzy chcą szybko jak najwięcej zarobić i wygrać wybory. Dziś takich mężów stanu niestety nie ma.

Zaproponował pan wprost, by Polska na własną rękę zaczęła dostarczać broń na Ukrainę.

- Nie dostarczać, a sprzedawać. Jeśli Polska produkuje broń, to może nią handlować tak jak wszystkimi innymi towarami. Nie jesteśmy zobowiązani żadnym embargiem. Rosja oficjalnie twierdzi, że nie bierze udziału w wojnie na Ukrainie, więc jakie są przeszkody?

Przecież oburzamy się na Rosję właśnie z tego powodu - że wysyła broń i wojska za ukraińską granicę. Czy nie obawia się pan, że jeśli Polska zacznie sprzedawać broń, to dojdzie do eskalacji konfliktu?

- Takie porównywanie nie ma sensu. Ukraina jako państwo ma prawo do używania siły i ma prawo do kupowania broni. Ten fakt uznaje nawet Rosja. Z kolei dostarczanie broni separatystom jest wbrew zasadom prawa międzynarodowego. Z tego wynika, że Ukrainie należy pomagać, sprzedając broń, żeby sama poradziła sobie z rebelią. A rebeliantom należy wstrzymać te dostawy.

Ukraińskie władze twierdzą, że w Donbasie nadal trwa operacja antyterrorystyczna, a nie wojna. Czy nie sądzi pan, że Kijów powinien reagować bardziej zdecydowanie?

- Możemy wymagać od Kijowa bardziej zdecydowanych kroków, jeśli zapewnimy poważny parasol polityczny. Na razie Unia prowadziła podwójną grę: pierwsza to oficjalna retoryka, a druga to taktyka, która rozmija się z deklaracjami. Jestem za tym, żeby więcej wymagać, ale też za tym, by nasze wsparcie polityczne było bardziej jednoznaczne.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.