- Państwowa Komisja Wyborcza nie zdałaby na Wydziale Psychologii, gdzie pracuję, prostego egzaminu z budowy kwestionariusza - mówił w Poranku Radia TOK FM prof. Janusz Czapiński, socjolog z Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie i Uniwersytetu Warszawskiego. - Bo istotą budowy kwestionariusza jest sprawdzenie w pilotażu, w badaniu na niewielkiej grupie osób, czy instrukcja jest w pełni zrozumiała - zaznaczył.
Z krytycznym podejściem Czapińskiego głęboko nie zgadzała się prowadząca audycję Janina Paradowska, która zauważyła, że socjolog zmierza do kwestii konstrukcji kart wyborczych. - Te książeczki były od dawna - mówiła, wskazując, że ten czas można traktować jako pilotaż. I tak było. Książeczki pojawiają się od 1991 roku.
Prof. Czapiński jednak nie ustępował: - Klip instruktażowy w telewizji rozwijał się z tym, co zobaczyli ci, którzy poszli do lokali wyborczych. Pokazano tam cztery swobodnie fruwające karteczki - mówił. Narzekał też na konstrukcję kart, a właściwie książeczek, do głosowania. - Dlaczego nie dołączono jako okładkowej strony czegoś, gdzie by napisano, jak głosować? I spisu treści, jakie komitety są w środku? - pytał.
- Nie mogę już słuchać o tych książeczkach, one były nie po raz pierwszy - wybuchła w końcu Paradowska. - I zawsze było, jak jest. Były instrukcje wywieszone w kabinach takimi wołami... - podkreślała. - Oczywiście, Polacy patrzą na instrukcje - obruszył się Czapiński. - Patrzyli, patrzyli, na litość boską! Dzisiaj wiele osób modnie dorabia sobie, że nie zrozumieli, jak głosować. Bo im się nie chciało! - kontynuowała Paradowska.
Czapiński wtrącił: - Nie było pilotażu, nie przetestowano systemu informatycznego. Nie zrobiono niczego, co zwiększyłoby pewność, że te wybory przebiegłyby tak, jak powinny - skwitował.