Koszmar w szpitalu psychiatrycznym: wspólne kąpiele, toalety na rozkaz

REKLAMA
- Toalety są otwierane w godzinach wyznaczonych przez salowego. Praktyką jest głośny okrzyk oznajmiający, że pomieszczenie właśnie jest otwierane. Pacjenci twierdzą, że jeżeli któryś z nich się spóźni, nie ma możliwości załatwienia potrzeby fizjologicznej i wówczas korzystają z koszy na śmieci - tak pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz opisywała w TOK FM warunki panujące w radomskim szpitalu psychiatrycznym.
REKLAMA

O radomskim szpitalu psychiatrycznym dla dzieci w ostatnich dniach zrobiło się głośno po doniesieniach o gwałcie na 9-letnim pacjencie. Matka poinformowała prokuraturę, że został zgwałcony przez innego, 16-letniego pacjenta . Na tej podstawie prokuratura wszczęła śledztwo. Kozłowska-Rajewicz mówiła jednak w Radiu TOK FM, że sprawa gwałtów to patologia, ale nie jest związana z normalnym funkcjonowaniem szpitala. Dla niej przerażająca jest całość działania placówki.

REKLAMA

- Sięgnęłam do źródeł. Mam wyniki kontroli rzecznika praw pacjenta. Oprócz tego, że zgwałcono tam dziecko i były doniesienia, że jeszcze jedno dziecko zostało zgwałcone, cały sposób funkcjonowania dzieci w tym szpitalu jest absolutnie wadliwy i patologiczny - mówiła Kozłowska-Rajewicz w rozmowie z Grzegorzem Chlastą. - Z pism, które krążą pomiędzy instytucjami, wynika jasno, że to nie są opowieści o wielorybie w Wiśle, nie są to rzeczy wyssane z palca. Naprawdę w tym szpitalu dzieci są krzywdzone, nie jest szanowana prywatność pacjentów. Nie ma w ogóle czegoś takiego jak prywatna przestrzeń i prywatny czas.

Miałam skojarzenie z "Lotem nad kukułczym gniazdem"

Pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania cytowała fragmenty raportu pokontrolnego: "ograniczona możliwość korzystania z łazienki, która jest zamknięta w ciągu dnia i otwierana tylko na noc. Kąpiele w poniedziałki, środy, piątki. Kilka osób wchodzi do łazienki, gdzie rozbiera się w obecności grupy. Po dwie osoby wchodzą do kabiny prysznicowej".

- To jest absolutnie nienormalne. Toalety są otwierane w godzinach wyznaczonych przez salowego. Praktyką jest głośny okrzyk salowego oznajmiający, że pomieszczenie właśnie jest otwierane. Pacjenci twierdzą, że jeżeli któryś z nich się spóźni, nie ma możliwości załatwienia potrzeby fizjologicznej i wówczas korzystają z koszy na śmieci. Zorganizowano zaangażowanie pacjentów w prace porządkowe, czyli w sprzątanie toalet i innych pomieszczeń - wyliczała Kozłowska-Rajewicz. - To nie były incydentalne przypadki, tylko był rozrysowany grafik. Gdy weszła kilkuosobowa ekipa kontrolna od rzecznika praw pacjenta, pojawiło się wiele innych zarzutów dotyczących dostępu do dokumentacji medycznej, czystości toalet, braku mydła czy ręczników jednorazowych. Ale uderzyło mnie ograniczenie wolności, prywatności i nieszanowanie godności. Wyjście na spacery, które wydaje się naturalnym elementem terapii, tu możliwe było jedynie przez 20 minut w ciągu dnia. Z odpowiedzi szpitala wynikało, że to dla bezpieczeństwa pacjentów, bo istniało niebezpieczeństwo, że uciekną z placówki. Jeśli personel bał się, że uciekną, i nie wypuszczał na zewnątrz, to znaczyło, że od początku traktuje to miejsce jako więzienie dla pacjentów. Miałam skojarzenie z "Lotem nad kukułczym gniazdem" czy z więzieniem.

"Model korzystania z toalet"

Kozłowska-Rajewicz mówiła, że to nie były incydenty, tylko normalny regulamin i organizacja działania szpitala. - Nazwano to modelem. "Model korzystania z toalet, model korzystania z łazienek". Spotkania z najbliższymi odbywały się zawsze w obecności personelu. Nie było prywatnych spotkań. Były ograniczane możliwości dzwonienia do najbliższych. Nie można było korzystać z prywatnych telefonów. Pacjenci mieli do dyspozycji dwie czy trzy karty SIM, które były używane przez całą grupę, a na dobę mieli ograniczoną ilość impulsów. To niezrozumiałe ograniczenie wolności, przemoc psychiczna. Coś, co jest niedopuszczalne w każdym miejscu, ale w szpitalu psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży szczególnie - oburzała się Kozłowska-Rajewicz.

REKLAMA

Jak mówiła pełnomocniczka rządu, "dyrekcja nie widzi w tym patologii". - Zmieniła niektóre sprawy organizacyjne, pisząc, że w związku z zarzutami rzecznika praw pacjenta odstąpiono od niektórych decyzji. Odstąpiono od tego, żeby kąpiele były trzy razy w tygodniu, ale dalej pacjent musi informować, że idzie się wykąpać. Wszystko jest reglamentowane - mówiła.

Prowadzący audycję cytował jeden z fragmentów odpowiedzi szpitala na zarzuty. "Należy jednak podkreślić, że pojawiające się braki mydła w dozownikach czy ręczników papierowych związane są z trudną sytuacją ekonomiczną i ograniczonymi możliwościami dokonywania zakupów, zwłaszcza że część artykułów higienicznych jest niszczona przez niektórych pacjentów (wyrzucanie rolek przez okno, świadome wylewanie mydła z dozowników bądź jego spożywanie)".

Kozłowska-Rajewicz odniosła się do tego, mówiąc: - W szpitalu psychiatrycznym może dojść do różnych sytuacji. Ale jeśli miesiącami trzyma się dzieci w zamknięciu, jeśli dzieci nie mogą wychodzić na zewnątrz, nie mogą się normalnie bawić, bo nie było tam zorganizowanych żadnych zajęć. Nie było tam prowadzonej terapii. Spotkania terapeutyczne były organizowane raz w tygodniu. Raz w tygodniu, między zajęciami terapeutycznymi, były organizowane tzw. zebrania społeczności. Ustalano na nich, kto i kiedy sprząta. Jeśli tak był zorganizowany czas wolny, to ja się nie dziwię, że jakieś dziecko chciało wyrzucić papier toaletowy albo szukało jakiegoś sposobu rozładowania napięcia - mówiła.

"Pisałam do marszałka województwa, żeby dyrekcja szpitala nie była już dyrekcją"

Kozłowska-Rajewicz zapewniła, że wysłała pismo do prokuratora generalnego z prośbą o objęcie nadzorem sprawy prokuratorskiej dotyczącej nie tylko rzekomego gwałtu, lecz także funkcjonowania placówki. - To sprawa tak szczególna, że musi być objęta nadzorem prokuratury. Poprosiłam o specjalną kontrolę sądową, pisałam też do marszałka województwa, żeby dyrekcja szpitala nie była już dyrekcją. Z odpowiedzi pokontrolnych wynika bowiem, że dyrekcja nie widzi, żeby coś złego się działo. Odstępuje od niektórych "modeli organizacyjnych", bo tak nakazuje rzecznik praw pacjenta, ale nie dlatego, że to było nieprawidłowe, niewłaściwe albo było łamaniem praw człowieka. Ktoś taki nie może zarządzać żadnym szpitalem, a już na pewno nie takim, który ma się opiekować dziećmi i młodzieżą w szczególnym stanie psychicznym, którzy wymagają szczególnego traktowania.

REKLAMA

Zdaniem Kozłowskiej-Rajewicz potrzebujemy więcej specjalistów, ale nie to jest głównym problemem. - W sposób priorytetowy trzeba potraktować specjalizację psychiatrii dziecięcej, ale moim zdaniem to nie ma nic wspólnego z tym, co się działo na tym oddziale. Na żadnej specjalizacji medycznej nikt nie uczy lekarzy, żeby ograniczać wolność pacjenta, ograniczać jego godność, żeby go nie szanować, żeby mu ograniczać spotkania z najbliższymi, żeby łamać prawa pacjenta. Tu nie ma zarzutów, że terapia była źle prowadzona. Zarzuty nie mają charakteru medycznego. Występują nieprawidłowości związane z traktowaniem drugiego człowieka, które nigdzie nie powinny się wydarzyć, a już na pewno nie w szpitalu - mówiła w TOK FM.

Jak poinformował PAP, w czwartek w szpitalu psychiatrycznym w Radomiu ma się rozpocząć kontrola z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w Warszawie. O jej pilnym skierowaniu do lecznicy zdecydował zarząd woj. mazowieckiego, któremu szpital podlega.

----------

Sytuacja w szpitalu jest wstrząsająca. Jeśli mają Państwo własne doświadczenia w kontaktach z tą placówką, lub znają przypadki innych nieprawidłowości, proszę o kontakt: jaroslaw.grabowski@agora.pl

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory